Świadectwo Marty
2016-10-18
Medjugorie – męskie pielgrzymowanie
2018-01-17

Świadectwo Michała

Mam na imię Michał. Mam 31 lat żonę Kasię i dwoje dzieci: Natalkę i Jasia.

Swój kontakt z alkoholem rozpocząłem bardzo wcześnie. Początki picia rozpoczęły się bardzo wcześnie, w szkole podstawowej na dyskotekach szkolnych. W początkowej fazie picia były to niewielkie ilości. Do tego doszły papierosy, na początku też okazyjnie, a od szkoły średniej już nałogowo.

Pochodzę z rodziny katolickiej, jednak w domu na pierwszym miejscu były zawsze dobra materialne i pieniądze. Tata dużo podróżował, ze względu na charakter wykonywanej pracy, a mama zajmowała się nami sama.

W wakacje od kąd pamiętam wyjeżdżaliśmy całą rodziną nad morze do pracy. Spędzaliśmy tam całe dwa miesiące. Okres wakacyjny, codziennie odbywały się dyskoteki, codziennie było też przyzwolenie na alkohol. Pani mgr zawsze powtarza, że jeśli ktoś ma do tego predyspozycje to prędzej czy później uruchomi tą chorobę. Tak właśnie było w moim przypadku. Kiedy wracaliśmy moje zapotrzebowanie na alkohol wzrastało. Doszło do takiego etapu, że alkohol towarzyszył mi codziennie w różnych okolicznościach. Wiele razy przez alkohol wyrzucano mnie z pracy, byłem żołnierzem zawodowym, kierowcą samochodu ciężarowego, ale dzięki Bogu nikogo nie zabiłem, a zdarzało się, że jeździłem na kacu albo pod wpływem. Kiedy zacząłem zauważać , a dokładniej moi bliscy, rodzice, siostra i wtedy jeszcze dziewczyna Kasia, że mam problem to szukali pomocy dla mnie.

Najpierw były to tabletki, potem esperal, ale i tak na długo to nie pomagało. Któregoś razu moja mama znalazła ogłoszenie w gazecie lokalnej: leczenie i odtruwanie poalkoholowe. Było to w Strykowie i powiedziała, że jest jeszcze w stanie to dla mnie zrobić i zawiezie mnie tam. Kiedy pan doktor przeprowadził ze mną wywiad, stwierdził że on już nie jest w stanie mi pomóc, ale może mi dać nr Tel do takiego pana i żebym zadzwonił i z nim porozmawiał. Zadzwoniłem, porozmawiałem, zaprosił mnie do siebie na herbatę. Zostałem przez niego bardzo ciepło przyjęty. Podczas rozmowy Janek, bo tak miał na imię, powiedział mi że jest takie miejsce gdzie spotykają się osoby z problemem alkoholowym i że mogę tam przychodzić. Była to grupa aa Jaś i Małgosia w Strykowie. Mi strasznie trudno było się przyznać i zaakceptować ten fakt, że jestem uzależniony od alkoholu. Ale zacząłem jeździć na spotkania aa do Strykowa. Nie do końca wiedziałem i nie do końca je rozumiałem o co w nich chodzi, ale polubiłem tych ludzi. Czułem, że jak opowiadam o swoich problemach to oni mnie słuchają i wiedzą o czym mówię. Jeździłem tam około 8 m-cy i przez ten czas nie piłem. Tyle, że to nie picie było dla mnie wewnętrzną walką, sprawiało mi trudności i mimo to, że nie piłem nie miałem powodów do radości. Poczułem się dosyć pewnie, bo już jakiś czas udawało się nie pić i przestałem tam jeździć. Dosyć szybko powróciłem do picia, a zaczęło się to najpierw od myśli, że może ja już nie mam problemu z alkoholem, i ż e będę mógł pić kontrolowanie, czyli że jednego dnia się napije a drugiego nie będę musiał po niego sięgać. Dosyć długo piłem. Kiedy kolejny raz wyrzucono mnie z pracy, zgłosiłem się do Zgierza na oddział leczenia uzależnień. Przeżyłem tam całą terapię zadaniowa, spędziłem około 3 m-cy w szpitalu. Po terapii jakiś czas znowu udawało się nie pić. Po wyjściu kiedy spotkaliśmy się z przyjacielem i rozmawialiśmy to padły z moich ust takie słowa: że jak już wszystko się wyprostuje i będę stary i na emeryturze to już będę mógł sobie pozwolić na picie piwa. Z perspektywy czasy patrząc na tą sytuację, nawet po odbyciu terapii i posiadając wiedzę nie było we mnie akceptacji choroby alkoholowej i wiem, że dzisiaj nie daję sobie przyzwolenia do końca życia na spróbowanie alkoholu.

Około 8 m-cy po terapii znowu powróciłem do picia. Za każdym razem niżej upadałem , ze świadomością że jestem uzależniony, co automatycznie odbierało mi komfort picia, po prostu piłem bo musiałem, bo mój organizm się domagał. Staczałem się coraz niżej, nawet doszło do takiego stanu, że moi bliscy zaczęli się za mnie wstydzić.

W 2010r. wzięliśmy z żoną ślub, a był to już 5m-c ciąży. Przed ślubem ja już dosyć mocno popijałem, w dzień samego ślubu i poprawin nie piłem, ale kiedy wróciliśmy już do domu, to wyprawiłem żonie taki miesiąc miodowy, że tydzień mnie w domu nie było. W październiku urodziła nam się córka Natalia, a ja dalej piłem i nic ze sobą nie robiłem. Kiedy moje picie było tak bardzo intensywne i nie do wytrzymania, Kasia z Natalią wyprowadziły się do rodziców, czyli do moich teściów. A ja na początku cieszyłem się z tego bo miałem komfort do picia, sam w domu i nikt mnie nie kontrolował. I tak trwałem w tym pijaństwie i staczałem się co raz to niżej. Masę długów, zaczynało brakować pieniędzy , kolejny raz wyrzucony z pracy. Zacząłem mieć wszystkiego dosyć., wszyscy się ode mnie odwrócili i zostałem całkiem sam. Były dwa wyjścia. Albo odebrać sobie życie i ulżyć cierpieniom, albo przestać pić. Tyle, że to drugie nie było proste i nie wiedziałem jak mam to zrobić.

4.03.2012r. coś mnie popchnęło, żeby pojechać do kościoła. Nie bardzo wiedziałem jak mam do niego wejść, bo raz że długo nie chodziłem, a dwa że wstydziłem się że mnie ktoś zobaczy i pomyśli że jeszcze wczoraj taki pijak a dzisiaj do kościoła wchodzi. I patrząc czy mnie nikt nie widzi udałem się do Bazyliki Katedralnej w Łowiczu. Nie za bardzo pamiętałem jak trzeba się modlić, ale swoimi słowami powiedziałem: „Panie Jezu ja już nie chce tak żyć, ale nie wiem jak mam przestać pić, bo nie potrafię sobie sam z tym poradzić”. Kiedy wychodziłem z kościoła, ja po prostu wiedziałem, nie potrafię opisać tego uczucia co czułem, ale wiedziałem że moje pragnienie serca jest szczere i że Pan Bóg mnie wysłucha i mi w tym pomoże. I tak się stało , od tego dnia Pan Bóg mnie wyzwolił z nałogu alkoholowego. Samo zaprzestanie picia to nie koniec jeszcze moich problemów. Bo przecież żona i córka mieszkały u teściów a ja sam i zacząłem za nimi tęsknić. Z perspektywy czasu mogę też powiedzieć i podziękować tym osobom i wydarzeniom, które przyczyniły się do tego aby dojrzeć do podjęcia takiej decyzji o zaprzestaniu picia. Dziękuje mojej żonie Kasi która zabrała córkę i przeprowadziła się do swoich rodziców, moim rodzicom, którzy przestali mi pomagać i wspierać moje picie, a jednocześnie mama nie przestawała we mnie wierzyć i wspólnie z babcią modliły się za mnie, mojemu pracodawcy, który znał mój problem i który mnie zwolnił z pracy. Dziękuje Bogu za te osoby i te wydarzenia, które pomogły mi w przemianie mojego serca. Postanowiłem w lipcu udać się do Zakroczymia, to jest Ośrodek Apostolstwa Trzeźwości, gdzie odbyłem spowiedź generalna ze swojego pijanego życia, również obiecałem sobie i Matce Bożej, że jak będę mógł to pójdę na sierpniową pieszą pielgrzymkę młodzieżową na Jasna Górę, aby podziękować za trwanie w trzeźwości. Ale ten zamysł nie był do końca szczery, ponieważ bardziej to wszystko było na pokaz aby przyspieszyć powrót Kasi i Natalii do domu. Bo wierzyłem w to że jak przestanę pić to wrócą. Stało się to dopiero około po roku mojej trzeźwości.

18.10.2013r. miało miejsce kolejne wydarzenie. Pojechaliśmy z żoną na nabożeństwo różańcowe do Św. Ducha w Łowiczu. Kasia nie wiedziała o moich zamiarach. Ja dosyć długo paliłem, bo od końca szkoły podstawowej. Podejmowałem jakieś próby rzucenia wcześniej, ale się nie udawało. Za nim weszliśmy ja wypaliłem 3 papierosy odpalając jednego od drugiego i wyrzuciłem resztę do kosza jak i zapalniczkę. Poprosiłem Matkę Bożą o potrzebne siły do tego aby przestać palić, bo jestem bezsilny i sam sobie z tym nie poradzę. Od tego dnia nie palę i nie pije kawy. Wcale nie było to łatwe, bo nikt mnie wcześniej nie uświadomił, że mogą się dziać różne dziwne rzeczy ze mną. W chorobie alkoholowej nazywa się to objawami od stawiennymi, a Ewangelista Łukasz przedstawia to w ten sposób „Kiedy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po pustyni i szuka tam odpoczynku. A gdy go nie znajdzie mówi: Wrócę do swego domu z którego wyszedłem. Po powrocie okazuję się że jest on posprzątany i przyozdobiony. Wtedy idzie i bierze siedem innych duchów, gorszych od siebie. Wchodzą tam i mieszkają. I to co się dzieje później z tym człowiekiem, jest gorsze od tego, co było wcześniej.” I tak oto właśnie działo się ze mną , że przez około 1,5 miesiąca czułem się strasznie źle, nie potrafiłem ludziom patrzeć w oczy, byłem zły na cały świat i wszystko mnie denerwowało.

Aż do 7.12.2013r. wtedy to miałem poważny wypadek samochodowy. Mam świadomość że przeżyłem tylko dzięki Bożej Opatrzności. Jechałem bez pasów, samochód dachował, a mi nic się nie stało, natomiast samochód został zniszczony doszczętnie. Pamiętam wszystko co się wtedy działo, a najbardziej pana, który przyszedł mi z pomocą. W pierwszym momencie widziałem nie tego Pana, lecz papierosa w jego ustach. A tak strasznie mi się wtedy chciało palić , ale nie dałem się skusić i od tamtej pory kiedy przetrwałem chwile próby jestem silniejszy i nie palę do dzisiaj.

5.02.2014r. Przyszedł na świat nasz syn Janek. Bardzo się z tego wszyscy cieszyliśmy. Ale mimo to , że nie piłem i nie paliłem w naszym domu nie układało się najlepiej. Miłość mojej żony przelana została na nasze dzieci, a w szczególności na Jasia. Czułem się źle, niepotrzebny i nie kochany.

Słyszałem o takim miejscu jak Medjugorie, że tam dzieją się cuda, że do dzisiaj są objawienia Matki Bożej. Chcąc ratować nasze małżeństwo zaproponowałem Kasi wyjazd do Medjugorie. Wyjazd ten był bardziej wyjazdem turystycznym, nie było z nami kapłana, nasze oczy bardziej skierowane były na krajobrazy, zakup pamiątek, robienie zdjęć. Jednak pewna rzecz się zadziała we Wspólnocie Błogosławieństw u siostry Basi. Mieliśmy tam odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych i Akt Zawierzenia się Matce Bożej. Trzymaliśmy się z Kasią za ręce a moje ciało zaczęło drżeć i oczy nasze zalały strumienie łez. Wiem, że to był ten moment dla którego tam pojechaliśmy. Po powrocie jednak czar szybko prysł i około miesiąca po, znowu nasze relacje zaczęły się psuć. Jednak coś się zmieniło na lepsze. Kupiliśmy tam krzyż który Kasia wybrała, powiesiliśmy go w naszym pokoju i codziennie wieczorem staramy się razem przed nim modlić.

Chodziłem dalej na pielgrzymki do Częstochowy, były dla mnie odskocznią od rzeczywistości , tak naprawdę chodziłem ale bardziej dla przygody niż z potrzeby serca. Jednak ostatniej pielgrzymki było inaczej. Zaczęły się pojawiać w moim sercu uczucia, takie jak wrażliwość na drugiego człowieka, ludzie byli dla siebie mili, uprzejmi. W moim sercu zacząłem doznawać takie uczucia jak prawdziwej matczynej miłości. Coś czego nie jestem w stanie opisać słowami. Jednak po powrocie do codzienności uczucie to szybko przygasło i zacząłem za nim tęsknić.

Zostałem zaproszony przez Matkę Bożą na kolejną pielgrzymkę do Medjugorie. Ten wyjazd od samego początku wydał się inny. Kiedy już byliśmy na miejscu i wchodziliśmy na Górę Objawień Pod Brdo odmawialiśmy po drodze różaniec, a na samym szczycie Asia organizatorka pielgrzymki dała do wylosowania każdemu osobno wcześniej przygotowane orędzia :

„DROGIE DZIECI DZIŚ WYCIĄGAM DO WAS MOJE RAMIONA. NIE BÓJCIE SIĘ ICH PRZYJĄĆ. ONE PRAGNĄ WAM DAĆ MIŁOŚĆ, POKÓJ I POMÓC WAM W ZBAWIENIU. DLATEGO, MOJE DZIECI PRZYJMIJCIE JE. WYPEŁNICIE MOJE SERCE SZCZĘŚCIEM , A JA WAS POPROWADZĘ DO ŚWIĘTOŚCI. DROGA, KTÓRĄ JA WAS PROWADZĘ JEST TRUDNA, PEŁNA PRÓB I UPADKÓW. JA BĘDĘ Z WAMI A MOJE RĘCE WAS PODTRZYMAJĄ. BĄDŹCIE WYTRWALI, ABYŚMY NA KOŃCU DROGI, WSZYSCY RAZEM W RADOŚCI I W MIŁOŚCI, MOGLI TRZYMAĆ ZA RĘCE MOJEGO SYNA. CHODŹCIE ZE MNĄ , NIE BÓJCIE SIĘ.”

Przesłanie to uświadomiło mi że Medjugorie jest również tutaj, że Matka Boża jest obecna przy mnie cały czas tylko ja o tym zapominam. Drugim wydarzeniem, które miało miejsce podczas tej pielgrzymki było wejście na Górę Kriżewac. Po drodze na szczyt rozważaliśmy stację Drogi Krzyżowej Pana Jezusa. Mi wtedy przeleciało przed oczami całe moje poprzednie złe życie. Zastanawiałem się dlaczego akurat ja, akurat ja otrzymałem ten dar, że nie pije, nie palę, nie używam słów wulgarnych, przecież byłem złym człowiekiem i tak wielu ludzi skrzywdziłem. I oto na szczycie góry Asia znowu dała do wylosowania kartkę z przesłaniem , tym razem było to z Ewangelii Św. Łukasza:

KIEDY CAŁY LUD PRZYSTĘPOWAŁ DO CHRZTU, JEZUS TAKŻE PRZYJĄŁ CHRZEST. A GDY SIĘ MODLIŁ , OTWORZYŁO SIĘ NIEBO I DUCH ŚWIĘTY ZSTĄPIŁ NA NIEGO, W POSTACI CIELESNEJ NIBY GOŁĘBICA, A Z NIEBA ODEZWAŁ SIĘ GŁOS. „TYŚ JEST MÓJ SYN UMIŁOWANY, W TOBIE MAM UPODOBANIE”

Słowa „Tyś jest mój Syn umiłowany w Tobie mam upodobanie”, zostały mi w pamięci na długo i nie mogłem nic z siebie wypowiedzieć. Ale to jeszcze nie koniec wydarzeń. W okresie letnim w Medjugorie program wieczorny i Adorację odbywają się na powietrzu, na ołtarzu polowym przy parafii Św. Jakuba. Było wówczas około 5 tyś ludzi z całego świata. Po zakończeniu Adoracji kiedy jeszcze klęczałem i miałem zamknięte oczy ktoś położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem, że to była siostra zakonna. Była to chorwacka siostra zakonna powiedziała mi słowa : że Jezus i Maryja mnie bardzo kochają i że ja też muszę ich bardzo kochać. Zesztywniałem cały i nie wiedziałem co dalej. Wstałem przytuliłem siostrę i potem nauczyła mnie śpiewać po chorwacku, a ja ją po polsku.

Za te wszystkie wydarzenia dziękuje Panu Bogu, że doświadcza mnie swoją miłością, bo bez jego pomocy niebyłym w stanie nic sam zrobić. Ciągle myślałem , że wierzę, a tak naprawdę jak niewierny Tomasz szukałem i żądałem dowodów które otrzymałem i które odmieniły moje życie. Dzisiaj uczę się miłości, uczę się być dobrym mężem i ojcem. …

MICHAŁ