Świadectwo Anny
2014-08-26
Świadectwo Haliny
2014-09-03

Świadectwo M...

Szczęść Boże.
Jest lipiec 2012 roku. Ciepły, słoneczny dzień i rozmowa w pracy. Jakie macie plany na urlop? Nad morze, w góry, ktoś mówi – ja byłam w Medziugorje. Medziu co???Gdzie??? Gdzie to właściwie jest? Czemu akurat tam? Nie miałam pojęcia, że już wtedy zostałam zaproszona…
Ciągłe napięcie, nerwy, stres, narastająca obawa o jutro, o życie, o spokój wewnętrzny, o rodzinę, o dziecko, o moje małżeństwo. Nie kończąca się gonitwa myśli, lęk, niepokój, destrukcja towarzyszyły mi nieustannie – nie dam rady, muszę coś zmienić inaczej zwariuję. Tak wtedy wyglądało moje Zycie. Ostateczną decyzję podjęłam rok później. Zostałam zaproszona do Medziugorje i przyjęłam to zaproszenie.

Wrzesień 2013 roku – 7 rano Kołacinek. Msza święta na rozpoczęcie pielgrzymki, komunia święta i ja w ostatniej ławce bez sakramentu pojednania, bez komunii Świętej… byłam smutna i niepewna – jechać? Czy nie jechać? Jeszcze mogę się wycofać… Jadę. Wsiadam do autokaru, wszyscy wyjmują różańce żeby się modlić… ja nie mam różańca… idę wiec spać. Wszyscy się modlą, nie przeszkadza mi to – śpię dalej. Jestem z mężem, siedzimy razem a raczej obok siebie. Mój mąż w połowie dnia proponuje mi film – „Zmierzch” – czemu nie, myślę i oglądamy. Podchodzi Asia – co oglądacie – Zmierzch… dopiero wtedy uświadomiłam sobie gdzie jestem, dokąd zmierzam i co ja właściwie robię. Zaczynam się modlić pomimo braku różańca.

W Medziugorje przystąpiłam dwukrotnie do spowiedzi generalnej. Nie zdawałam sobie sprawy z ilości spraw z których powinnam się już dawno wyspowiadać… Jestem, żałuje, płaczę. Oczyszczam się. Czuje jak matka Boża mnie przytula, jak mnie pociesza, ociera łzy. Czuje spokój wewnętrzny, zrozumienie, ukojenie, ciepło, troskę. Czuje coś czego nie da się opisać słowami. Czuje Pokój miękki jak aksamit. Maryja każdego dnia pokazywała mi jak wiele mogę osiągnąć poprzez modlitwę. Przetarłam oczy myśląc jak wielu z nas w gonitwie codziennych obowiązków zapomina o modlitwie. Po całym dniu opadamy z sił nie mając wystarczająco dużo determinacji aby się modlić. Uświadomiłam sobie, że modląc się łatwiej mi żyć. Dostrzegłam, że jedyne co powinnam zrobić to właśnie modlić się sercem i oddawać wszystkie sprawy Bogu. Tak niewiele. Dlaczego nie rozbiłam tego wcześniej? Fala dobra jakie dotknęło mnie po powrocie z Medziugorje była ogromna. Do dziś czuje każdego dnia jak moje modlitwy na swój sposób są wysłuchiwane. Czuje nieustanną potrzebę dialogu z Maryją – z mamą.
Maryja wiedziała, czego mi potrzeba, zdałam się na Nią z ufnością absolutną. Zanosiłam jej różne intencje. Każdego dnia starając się „przemodlić” je wszystkie. Nigdy wcześniej nie modliłam się tyle, nie miałam z tym jednak żadnego kłopotu. Maryja prowadziła mnie każdego dnia na nowo, do siebie, do Jezusa uzdrawiając przy tym moją relację małżeńską i nie tylko. Maryja pomogła mi na nowo zakochać się w moim mężu. Pomogła znów się do niego zbliżyć na płaszczyźnie duchowej i nie tylko. Poprowadziła nas do wspólnej modlitwy, modlitwy sercem. Otulała swoim płaszczem ochronnym, czułam, jak rodzę się na nowo. Czułam, że ją kocham jak matkę a nawet bardziej. Czułam, że mogę na niej polegać. Pragnę dziękować, że Maryja jest obecna w moim życiu. Pragnę dziękować za to, że pokazała mi, że miłość jako jedyna się mnoży gdy się ją dzieli…

Pewnego dnia na górze Kriżewac otrzymałam tekst do rozważań podczas modlitwy – „dam ci więcej niż twój ziemski ojciec” – kolana mi zmiękły bardziej niż na własnym ślubie… Relacja z moim ojcem była również przedmiotem moich modlitw podczas pielgrzymki. Łzy same płynęły po moich policzkach żłobiąc w skórze ogromne kaniony. Wszystko wybaczyłam, rozwód rodziców, zranienia, poniżenia, wstyd, kłótnie, obelgi, rękoczyny. To wszystko nie jest już ważne. Po takiej deklaracji nie boje się niczego. Ufam i modlę się, żebym nigdy nie zwątpiła w Boże miłosierdzie.

Chwała Panu.