Barbara i Tadeusz
2015-09-10
Medjugorie – miasto miłości i pokoju
2016-05-19

Świadectwo A.

Urodziłam się i wychowałam w rodzinie teoretycznie katolickiej. W rodzinie niepełnej, gdyż rok po moim urodzeniu zmarł mój tata. Z tego co mi mówiono w późniejszym okresie mojego życia w chwili śmierci był ze mną sam w domu. W okresie, gdy uczęszczałam do szkoły podstawowej brak ojca powodował odrzucenie i wyśmiewanie przez rówieśników, wszyscy moi koledzy z klasy wychowywali się w pełnych rodzinach. Wtedy też pojawiły się w mojej głowie pierwsze myśli o skończeniu z tym wszystkim. Ludzi, którzy akceptowali mnie taka jaka jestem poznałam w szkole średniej, wtedy też w moim życiu pojawił się alkohol. Przez cały okres szkolny słyszałam zarówno od najbliższych członków mojej rodziny, jak również od wujostwa, żebym się uczyła, gdyż jeśli nie zdobędę zawodu nie będę mieć pieniędzy. Będę niczym. Takie podejście do pieniędzy sprawiło, że pieniądz sam w sobie nie ma dla mnie żadnej wartości. W przeciwieństwie do mojego starszego brata zawsze byłam nieposłuszna , źle się uczyłam, w końcu zaczęłam wagarować. Negatywne podejście do nauki w początkowych latach szkolnych skutkowało tym, iż byłam bita. W tym czasie mój brat zaczął trenować aikido. Stałam się jego workiem treningowym. Moją reakcją na cały ból jaki mi zadawali były wyzwiska i czasami przekleństwa.

Na 1 roku studiów zmarła moja babcia. Na chwile obecna mogę stwierdzić, że to była   jedyna osoba w mojej rodzinie, która naprawdę wierzyła w Boga. Przed jej śmiercią chciałam by Bóg mnie zabrał, a ją zostawił, gdyż z mojego punktu widzenia babcie wszyscy kochali, a mnie nikt. Cała moja rodzina by odczuła mniejszy ból jakby mnie zabrakło, a nie jej, ale stało się inaczej. Będąc na studiach całkowicie przestalam chodzić do kościoła. Święta były dla mnie dniem wolnym od zajęć. Do kościoła chodziłam tylko wtedy, gdy sytuacja mnie do tego zmusiła , gdy w rodzinie był ślub, komunia, chrzest bądź pogrzeb. Ale nawet w tych momentach nie brałam czynnego udziału w Eucharystii. Po jakimś czasie poznałam ludzi podobnych do mnie, byli to przede wszystkim chłopcy. Część z nich nie przystąpiła do sakramentu bierzmowania. Przebywając z nimi zaczęłam więcej pić. Często też w mojej obecności palili papierosy i inne używki, najczęściej była to trawka. Chłopcy lubili dzielić się wszystkim co akurat mieli przy sobie, więc również mnie tym wszystkim częstowali. Jednak papierosy i narkotyki nigdy mnie nie ciągły, ale alkohol stał się moja zgubą w tym towarzystwie. Nadmiar alkoholu często prowadził do współżycia. W pewnym momencie zauważyłam, że mam z tym problem, moim problemem nie był już sam alkohol, ale również seks. Szukałam na ulicy tego czego nie miałam w domu. Szukałam miłości i akceptacji, ale to co znalazłam okazało się namiastką miłości chwilą opartą tylko i wyłącznie na seksie. Z czasem stałam się taka jak reszta mojej bandy. Nauczyłam się wykorzystywać ludzi do zaspokajania własnych potrzeb nie zwracając żadnej uwagi na ich uczucia.

Pewnego dnia znajomy z tego towarzystwa zadzwonił do mnie bym wyszła, chciał pogadać. Po chwili namowy przez niego wyszłam choć będąc pod wpływem kaca z dnia wcześniejszego nie czułam się zbytnio na siłach, ale stwierdziłam, że skoro chce pogadać to nic złego, wiec poszłam. Chłopak był naćpany i pijany. Po chwili zaczął się dziwnie względem mnie zachowywać. Udało mi się jakoś uciec, ale po tygodniu od zdarzenia dowiedziałam się, iż chciał mnie zgwałcić. Ta sytuacja sprawiła, iż reszta znajomych się od niego odwróciła, gdyż uważali mnie za jedną z nich. Po jakimś czasie się dowiedziałam, że znajomi postanowili wymierzyć sprawiedliwość sami i go pobili za to co próbował mi zrobić. Sytuacja ta sprawiła, iż zaczęłam nienawidzić chłopaków. I tu pojawił się problem, gdyż u mojego brata urodził się syn. Ponieważ maluch urodził się chłopcem moja agresja odbiła się na nim, nie miałam ochoty go widzieć, a już na pewno nie chciałam być jego chrzestną. W tamtym momencie chciałam z sobą skończyć. Na chrzciny poszłam pijana nie patrzyłam na nic. Zgodziłam się na to wszystko, gdyż miałam dość słuchania tego, ze jestem beznadziejna, ze nie mogę przecież odmówić dziecku, bo co ludzie powiedzą.

Po ukończeniu studiów pojechałam ze znajomymi do Egiptu. Po rozmowie z kolega, którego przez lata uważałam za przyjaciela, nie wiem czemu w ostatni dzień pobytu pojechałam z jednym animatorem motorem i to okazało się kolejnym błędem. Nie znając języka, drogi powrotnej do hotelu byłam skazana na niego. Po kilkudziesięciu minutach walki z nim wiedziałam ze nie mam szans i muszę się poddać. Zmusił mnie do współżycia. Po powrocie do Polski nic nikomu nie mówiłam, bo nikt i tak by nic nie zrobił. Zostawiłam to, gdyż wiedziałam też, że tego człowieka więcej nie spotkam.

Tego samego roku przyszedł do mnie znajomy i powiedział, że jest tania wycieczka zagraniczna na, której będą się modlić, ale nikt do niczego mnie nie zmusi. Mówił wtedy o pielgrzymce do Medjugorje. W tamtym momencie najbardziej do mnie przemówiła możliwość kąpieli w Adriatyku i wodospadzie oraz fakt, iż będzie można chodzić po górach. Gdy nadszedł dzień wyjazdu na nic nie liczyłam, nie oczekiwałam żadnych zmian, nie wierzyłam. Po prostu jechałam pozwiedzać w końcu tam mnie jeszcze nie widzieli. Na programie wieczornym nic nie zwracało mojej uwagi tak jak fakt, iż ludzie modlą się w różnych językach i można posiedzieć i posłuchać radia. Maryja jednak postawiła na mojej drodze kapłanów i ludzi którzy potrafili do mnie dotrzeć, potrafili ze mną rozmawiać, potrafili przekonać mnie do rozmowy z kapłanem i powiedzieć mu o wszystkim.   Do takiej rozmowy doszło w ostatni dzień pobytu w Medjugorje, choć mało brakowało rozmowa by się nie odbyła. Koło mnie był postawiony mój osobisty anioł, który wstawił się za mną w danym momencie, gdyż na słowa kapłana, że jest zmęczony mój osobisty aniołek podszedł i powiedział jedno zdanie, które miało w sobie wszystko, mniej więcej brzmiało ono tak: „ Nie tyle nad nią pracowałam, by ksiądz teraz z nią nie porozmawiał”. To wystarczyło. Rozmowa ta wywarła na mojej psychice dość dużą dawkę przeżyć , gdyż w jej rezultacie nie mogłam w nocy spać, a w dzień też nie potrafiłam się uspokoić. Stwierdziłam że jedyną rzeczą jaka może mi pomóc będą tabletki, ale nie pomogły. Dopiero po Mszy Świętej w Ludbregu dałam radę się wewnętrznie wyciszyć i uspokoić. W Medjugorje poznałam ludzi, którzy stali się moimi aniołami, moją rodziną, którzy zaczęli mnie w pewnym sensie prowadzić, którzy modlili się o to bym w końcu odważyła się pójść do „salonu piękności” tak w Medjugorje mówi się na Sakrament Pokuty. Ci ludzie pokazali mi i wciąż pokazują, iż można zrobić coś dla drugiego człowieka nie oczekując w zamian nic. Kilka miesięcy po powrocie z Medujgorje poszłam do spowiedzi. Reakcja moich aniołów była dla mnie zaskakująca, ponieważ płakali oni, gdy dowiedzieli się, że sama z własnej woli odwiedziłam „salon piękności”. Choć oni się cieszyli ja do końca tego nie rozumiałam. Moim jedynym stwierdzeniem wtedy był fakt że sprawiłam im tym radość i gdybym wiedziała że oni będą się tak cieszyć zrobiła bym to pewnie wcześniej.

Po powrocie z Medjugorje moje towarzystwo się zmieniło. Odsunęłam się w większości od starych znajomych. Zaczęłam mieć większy kontakt z ludźmi poznanymi w Medjugorje. Zaczęłam również chodzić do kościoła, modlić się. Z czasem mam wrażenie, że powoli zaczynam akceptować swoja przeszłość, choć najtrudniejsza dla mnie rzeczą jest przebaczenie, to wiem, że Maryja poprowadzi mnie taką ścieżka, że w końcu też nauczę się przebaczać. Po powrocie zaczęłam częściej przebywać z ludźmi poznanymi w Medjugorje, zaczęłam do nich jeździć na weekendy, rozmawiać z nimi w każdej wolnej chwili. Moje wyjazdy do nich w większości miały miejsce w okolicach Świąt Maryjnych. Na jednym z takich wyjazdów jeden z kapłanów powiedział do mojego osobistego anioła, by zobaczył jak mnie Maryja prowadzi. Wtedy zaczęło mnie to zastanawiać. Po raz pierwszy wtedy zrozumiałam, iż jadąc na zwykła wycieczkę, która przecież miała nic nie zmienić w moim życiu, wróciłam zupełnie inna, odmieniona, spokojniejsza, z nowymi znajomymi, którzy stali moja rodziną. Mimo, że są daleko wiem iż cokolwiek będzie się działo będą mnie wspierać. Dzięki nim uczę się na nowo wiary, wiary w ludzi, wiary w Boga, wiary w to że nie jestem sama, że zawsze jest przy mnie Maryja, która będzie mnie prowadzić, która będzie przy mnie zawsze, która postawi na mojej drodze ludzi którzy wskażą mi odpowiedni kierunek.

Od pierwszego wyjazdu do Medjugorje Maryja wzięła mnie pod opiekę mimo moich oporów, kierowała mną spokojnie poprzez ludzi których poznałam w Medjugorje. Moje życie stało się spokojniejsze, cichsze bez nałogów oraz prób samobójczych i myśli.    

A.