Świadectwo A.
2015-10-30
Świadectwo Marty
2016-10-18

Medjugorie – miasto miłości i pokoju

Przestało być ważne to, w co wątpiłem;

Stało się ważne to, co zobaczyłem.

O Međugorje dowiedziałem się błyskawicznie. Był wtedy u nas okres komuny, ja stawiałem pierwsze kroki na drodze kapłańskiej, ale takie wiadomości rozchodziły się bardzo szybko. Na początku niedowierzanie. Stąd pytania: Co chce nam powiedzieć? Jak to? Matka Boża w dzisiejszych czasach? Rozumiem – Lourdes, La Salette – ale Jugosławia? Dlaczego w państwie reżimu komunistycznego?

Początki mojej wiary na temat objawień w Međugorje były żywe, szczere i prawdziwe, ale z czasem… No właśnie… z czasem! Kiedy upływały lata, coraz więcej zwątpienia, coraz więcej niedowierzania w prawdziwość objawień. Czasy komuny się skończyły, ale wybuchła, niestety, wojna na Bałkanach, a pośród tych historycznych zawirowań stała Ona – Królowa Pokoju. Słyszałem o tym, że ziemia objawień nie została naruszona przez wojnę, że mimo bombardowań pielgrzymi nadal jeździli w to miejsce
i nikomu z nich nic się nie stało, że Matka Boża nadal wzywa do miłości Jej Syna – miłości, która przynosi pokój serca.

Ale potem spowszedniało, z czasem poszło w zapomnienie… No cóż, tyle lat! Zaczęły narastać coraz większe wątpliwości, a z nimi coraz więcej pytań, które oddalały… oddalały…

Pamiętam, że kiedy 5 lat temu ks. Tomasz wrócił z Međugorje, zasypałem go różnymi pytaniami: Co sądzi o tym? Jaka jest jego opinia? Co tam widział? Czego doświadczył?

− Pojedziesz, to sam zobaczysz – odpowiadał.

Na pół roku przed swoim wyjazdem otrzymałem Koronkę Pokoju. Nawet nie wiedziałem, jak to odmawiać. Wówczas jednak padły znamienne słowa: Kogo Matka Boża zaprosi, ten musi tam pojechać. I zaczęło się! Myśl o wyjeździe nie odstępowała
mnie. Kiedy więc padła propozycja, przyjąłem ją natychmiast z otwartym sercem. Wyjazd miał nastąpić w lipcu 2015 roku.

I zaczęło się… Pierwsze, co nas – przybyszy – przywitało na miejscu, to upał
z temperaturą ponad 40 stopni w cieniu. Ponieważ w powietrzu jest tam mniej wilgoci, znosić go można nieco łatwiej. Ja – jak adwokat diabła z filmu Ziemia Maryi – w strugach słońca i potu zacząłem obserwować. Obejście miejsc znanych z różnorakich filmów i zdjęć nie wniosło w moje serce niczego nowego. Stwierdziłem tylko, że jest tu ładnie. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że nie po to zaprosiła mnie Maryja. Nie wrażenie estetyczne, ale poruszenie serca powinno być moim udziałem. I wreszcie stało się… Drugiego dnia mojego tam pobytu.